Nie Cze 15, 2008 8:53 pm
Temat postu: Nieostatni zajazd na Wawelu |
|
|
|
8 lutego, grasując po Polsce
południowej, niespodziewanie nawet dla siebie samego, wyrósł Kwiat Paproci na Wawelu. Było zimno i zbierało się
na deszcz, niebo zabarykadowały ciemne i uparte w blokowaniu dostępu
światła Słońca chmurzyska. W taką pogodę czakram
schował się głębiej w kolejnym wymiarze a smok, nie przekąsiwszy łowiecki
nawet, drzymał gdzieś w grocie u podnóża Twierdzy.
Nawet SMS za 1,22 z vatem nie był w stanie zmusić
Go do dźwignięcia zziębniętego tego dnia cielska i zaziania paszczą ogniem niezwykłem. Ponieważ to Kraków jednak, to zanim do bram
dotarł to o pierwszy znak siem otarł: wyjechał a czapką krakuską zamachał: dostrzegał, albo oni jego - nikt już więcej gospodarza nie
pozdrowił) ku wejściu do Katedry. zakazali (to znów zdjęć nie robić). To był znak ostrzegawczy więc skupiłem się na tu i teraz, chciażby z szacunku dla samego siebie. , że ludzie jakoś wyjątkowo cisi i
skupieni byli. Tu też - bo dotarło do mnie, że w takim nastroju byli wszyscy których spotkałem tego dnia spacerując wcześniej po terenach bezpłatnych. Wycieczki na Wawelu oj ciche nie
są, no ale może to kwestia pogody tego dnia. dzwonu pęka, gdy nad Polską zawisa niebezpieczeństwo. Ale
z kolei nowe serce to
całkiem nowa siła!! podają: dni, tygodnie. Nie! W Średniowieczu potrzeba było
na to jedną godzinę!! to
mu się spełni. jeszcze do Katedry żeby zajrzeć do Krypty Wieszczów.
Mickiewicz, Słowacki, Norwid. Przewodniczka mówi, że Piłsudski będąc w tym
miejscu nazwał Ich "Królami mowy polskiej". Bo na Wawelu sami królowie... mnie aż oszołomił. Serce zaczęło kołatać. Poczułem, że
mnie aż coś rozpiera. Powiedziałem sobie - "Poczekaj" ale nie ustępowało. Musiałem wyjść... |